á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
W tamtych stronach - okolice Pińczowa, Kielc, przyjdzie jej spędzić całą wojnę. Najpierw z rodziną Jastrzębskich, (...) a potem niespodziewanie los postawi na jej drodze Niemca, Arnolda Neugebauera. Ten inwalida wojenny, odznaczony Krzyżem Żelaznym za zasługi na polu walki w I wojnie światowej trafi z rodzinnej Bawarii do Borzestowa. Mimo że musiał się zapisać do NSDAP, nie darzy sympatią Hitlera, w przeciwieństwie do swej żony i dzieci.
W Borzestowie jako oberleiter organizuje biuro urzędu administrującego skonfiskowanymi majątkami. Znajomość z Magdą Sobańską i złączenie ich losów będzie miało związek z pomocą żydowskiej rodzinie Rosenbaumów. Babka Arnolda Neugebauera pochodziła z Pińczowa i była z domu Rosenbaum, co Niemiec skrzętnie ukrywa przed dziećmi.
I tak przeplatają się wątki, zdarzenia, sprawy. Jesteśmy w Niemczech, we Francji, pod Stalingradem, w majątkach ziemskich, na chwilę w Warszawie. Śledzimy losy ziemian Jastrzębskich i Kreczunowiczów, zaloty Johana Neugebauera i jego małżeństwo z Hildą von Rohde, działalność konspiracyjną Michała Jastrzębskiego i Magdy Sobańskiej. W fabułę włącza autorka informacje historyczne uzupełniane przypisami.
W tym natłoku zdarzeń umyka jej bardzo ważna data, 17 września 1939 roku i napad Sowietów na Polskę. Dosyć to dziwne, bo książka ukazała się w 2011 roku (można o tym napisać) i przecież jej akcja toczy się blisko wschodniej granicy. No cóż, nie da się na 440 stronach powieści zmieścić wszystkich ważnych wydarzeń II wojny światowej, ale pominięcie akurat tej daty, po tylu latach ukrywania, może zastanawiać.
Odnoszę też wrażenie, że Borowska-Wyrwa chciała za dużo opowiedzieć i stąd niektóre zagadnienia są tylko zarysowane i nie znajdują dalszego ciągu. Nie bardzo wiadomo na czym polega konspiracyjna działalność Michała Jastrzębskiego, więcej miejsca poświęcone jest jego staraniom o rękę panny z dworu w Smogorzowie czy opiece nad krewniaczką Magdą, która zostaje łączniczką ZWZ. Także jej działania są tu bardzo ogólnikowo ujęte, a nawet powiedziałabym nieco karykaturalnie. No bo zajęta pogaduszkami z przyjaciółkami sprzed wojny spóźnia się ponad godzinę na umówione konspiracyjne spotkanie (jak się okaże łącznik poczeka!). Ma się wrażenie, że te treści zostały jakby „na siłę” włączone w fabułę. Jest takich zresztą więcej, podczas gdy zagadnienia istotne są często potraktowane powierzchownie. Tytułowa „skaza” chociażby; syn Arnolda, Johan, który dowiaduje się dość nieoczekiwanie o prababce Żydówce, raczej łatwo przechodzi nad tym do porządku dziennego. Nie skontaktuje się z ojcem, nie zarzuci go pretensjami o ukrywanie takiej prawdy. A przecież tak zależało mu na przyjęciu do SS i udowodnieniu, że jego przodkowie byli aryjskiego pochodzenia, nieskażeni krwią żydowską.
Cóż, tak jak pisałam wcześniej, chyba pisarka za wiele chciała opowiedzieć. Mnie ta powieść się nie podoba. Jej mankamentem jest też niestaranne wydanie; różna czcionka, błędy ortograficzne. Są błędy rzeczowe, np. sprawa zabrania przez Magdę Sobańską na wyjazd do Złotnik jedwabnej sukienki, raz jej nie ma, potem nagle „cudownie” jest, i skąd, skoro nie została spakowana! Bohaterka wyjechała z Warszawy w lipcu, potem pojawia się informacja, że w sierpniu!
Nie podoba mi się język, przesadne, wydumane sformułowania, powtarzanie treści. Może podam przekład, żeby nie być gołosłowną: „Johan opancerzył twarz maską śmiertelnej powagi, ale jego serce skowyczało z bólu” czy „ręka drżała febrycznie”.
Odwołując się na koniec do opinii klubowiczów, muszę stwierdzić, że były one podzielone, chyba po równo. Połowa podzielała wyrażone przeze mnie zdanie, inni bronili powieści, podkreślali ciekawe treści, ukazanie tematyki wojennej bez okrucieństw i drastycznych scen, sposób przedstawienia bohaterów, zwłaszcza sylwetki tzw. dobrego Niemca, Arnolda Neugebauera, wzbogacenie wiedzy historycznej na temat II wojny światowej.
Co do języka raczej się zgadzaliśmy. Pozostawia wiele do życzenia, choć czytanie może przebiegać lekko i łatwo, jeśli nie zirytujemy się zanadto, gdy natrafimy na przykład na takie zdanie:”- To tylko jeden Bóg wie- odrzekła Kreczunowiczowa, wyciskając zapłakane oczy.” Słowo „wyciskając” podkreślone zostało przez użycie większej czcionki!!!
Ja raczej nie polecam powieści „Skaza” Zofii Borowskiej-Wyrwy. Skłaniałabym się zdecydowanie do zaproponowania tego samego tytułu, ale autorstwa Magdaleny Tulli czy Josephine Hart.