To nie były incydenty ale proceder, który, niemal na masową skalę, trwał przez lata. Na terenie byłych obozów zagłady w Sobiborze i Bełżcu, w mogiłach setek tysięcy ofiar mieszkańcy pobliskich wsi i przyjezdni prowadzili wykopki w poszukiwaniu „żydowskiego złota”. “Na Icki” chodzili ojcowie i synowie, sąsiedzi, mężczyźni, kobiety i dzieci. Prochy zmieszane z ziemią przepłukiwali w rzece lub specjalnie wykopanych dołach, tzw. płuczkach. Paweł Piotr Reszka, laureat Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, w swojej nowej książce zbiera głosy układające się w przerażającą opowieść o zobojętnieniu, które pozwala traktować masowe mogiły jak złotonośne pola. Nie osądza jednak, lecz szuka odpowiedzi na pytania: jak to możliwe, że po Zagładzie mogła przyjść „gorączka złota”, co kierowało kopaczami i co dzisiaj myślą o tym ich potomkowie. [lubimyczytac.pl]
"Płuczki..." czyli historia „żydowskiego złota”… Reszka w swym reportażu przedstawił relacje ludzi, którzy mieli do czynienia z procederem penetrowania mogił ofiar żydowskich z obozów w Bełżcu i Sobiborze. Na terenie tych dwóch byłych obozów przez wiele długich lat lokalna ludność trudniła się „poszukiwaniami” żydowskich kosztowności. Tonami przekopywali oni zmieszane z ziemią ludzkie prochy, a nawet przepłukiwali je w rzece lub w tak zwanych płuczkach,
(...)czyli specjalnie ku temu przygotowanych wykopanych dołach. Osoby, które podejmowały się niejako bezczeszczenia miejsc spoczynku ludności żydowskiej mówią o tym w sposób zupełnie im obojętny. Nie odczuwają nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. Wszystko tłumaczą skrajną biedą, brakiem pracy zarobkowej, a co za tym idzie brakiem żywności itd. Twierdzą, że nie mieli zamiaru się nie wiadomo jak wzbogacić na tym procederze, bo to zwyczajnie i tak nie było możliwe. Pozagładowa „gorączka złota” miała dostarczać im tylko stosowne minimum finansowe, do tego żeby jakoś wiązać koniec z końcem. Potomkowie niegdysiejszych kopaczy w większości do dzisiaj nie widzą w ich działaniach zupełnie nic niestosownego. Twierdzą, że takie były trudne czasy. Wszyscy chodzili na wykopki. Najbardziej bulwersujący w tym wszystkim jest fakt, że ani władze świeckie, ani kościelne w sposób jasny i czytelny niczego nikomu nie zabraniały. Udając „ślepych i głuchych” w pewien sposób dawały przyzwolenie lokalnym mieszkańcom na prowadzenie dalszych poszukiwań. Czy byli to ludzie bez sumienia? Czy tego typu zachowanie da się jakimkolwiek argumentem w sposób racjonalny usprawiedliwić? Niestety na te szokujące pytania nie znajdziemy odpowiedzi w reportażu „Płuczki….”. Tutaj nie ma rozliczenia się z przeszłością, nie ma skruchy, ani żalu za swe złe czyny… Ten przerażający fakt świadczy tylko i wyłącznie o zwyczajnej, wszechobecnej znieczulicy i skrajnym egoizmie. Wstrząsające…
Wstrząsający reportaż o poszukiwaniu (wykopywaniu) złota i innych wartościowych rzeczy w grobach w Bełżcu i Sobiborze. Ważny temat, należy przeczytać.
Książka Piotra Pawła Reszki pt. Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota to szokujący reportaż o ludzkiej obojętności, braku empatii i pewnego rodzaju obłudzie. Z nazwą tytułową nie spotkałam się nigdy wcześniej i nawet nie zdawałam sobie sprawy z istnienia procederu rozkopywania i przeszukiwania poobozowych masowych grobów. Autor skupił się głównie na dwóch obozach koncentracyjnych: Bełżcu i Sobiborze (oba w województwie lubelskim),
(...)w których Niemcy zamordowali ponad czterysta tysięcy Żydów. Książka ma formę wywiadu z osobami, które zajmowały się wykopywaniem kosztowności z mogił pomordowanych w obozach koncentracyjnych, a także z członkami ich rodzin. Autor nie komentuje, nie wchodzi w dyskusje ze swoimi rozmówcami, słucha i od czasu do czasu dopytuje. Przepytywane osoby analizują swoje i innych czyny, nie postrzegając ich jako niemoralne i negatywne, usprawiedliwiając przeszukiwanie mogił biedą, ciężkimi czasami, tym, że „wszyscy chodzili”, oraz najgorsze możliwe tłumaczenie, że przecież martwym i tak już nic nie jest (było) potrzebne. Kopacze – bo tak też byli nazywani, działali od lat 40. do nawet 80. XX wieku, grzebali w szczątkach, zwłokach i prochach. W Sobiborze poszukiwacze plądrowali mogiły, zwozili kości do okolicznych bagien, gdzie płukali je w dołach z wodą, tytułowych płuczkach, na specjalnych sitach, gdyż tak łatwiej było zauważyć skarby w postaci kolczyków, pierścionków, monet, ale też złotych zębów i koronek. Hienami cmentarnymi byli nie tylko mieszkańcy okolicznych wiosek, ale również przyjezdni z Lublina. Z reportażu dowiadujemy się również, w jaki sposób do tego procederu podchodziły ówczesne władze i kościół. Jak karano poszukiwaczy, jakie były ich tłumaczenia i, o ironio, czemu nigdy nie kopali w niedzielę? Książka porusza temat drażliwy, wstrząsający i niewygodny dla niektórych, stanowi świadectwo niewyobrażalnego procederu, bezczeszczenia grobów, jaki miał miejsce przez lata. Anna Jędrzejowska Biblioteka Kraków
Ani gniot ani tym bardziej antypolski. Typowa retoryka PISu - my jesteśmy ci dobrzy, inni źli. Jeśli ktoś sądzi, że Polacy byli tak kryształowi to żyje w innej rzeczywistości. Niestety, tak jak w każdym innym narodzie tak i u nas zdarzały się czarne owce. Wojna wydobyła z niektórych ludzi to co najgorsze. Nie można ich jednak utożsamiać z całym narodem. Byłoby to i niesprawiedliwe i krzywdzące. Autor przytacza wiele wypowiedzi osób,
(...)które uczestniczyły w tym procederze. Nikt z nich nie zaprzecza faktom. Próbują jedynie zrelatywizować swoje postępowanie. Książka powinna być obowiązkową literaturą w szczególności dla tych, którzy uważają , że jesteśmy narodem wybranym.
Przerażające. Pragmatyzm ponad szacunek dla pomordowanych.A może tak trzeba? Bo zmarłym przecież już nic nie pomoże.
Temat oczywiście ciekawy, ale w ostatnich kilku latach powstało kilka książek opisujące te wydarzenia, kilkadziesiąt artykułów więc to tylko odcinanie kuponów, bo temat chwytliwy itp.
Tyle lat po wojnie i jak ciężko się TO wszystko wciąż czyta. Książka ważna, mówiąca o nas, o zachowaniu wobec zmarłych, o szacunku lub raczej jego braku w stosunku do nich, o braku poszanowania pamięci. Cały czas nie wiem czy to brak edukacji, czy nasz specyficzny genotyp. Czytając o zachowaniu ludzi w sytuacjach ekstremalnych trudno wydawać jakiekolwiek osądy gdyż sami nie wiemy jakie procesy chemiczne zaszłyby w naszym mózgu i co zrobilibyśmy my.
(...)Ale historia, którą opisuje autor nie zdarzyła się podczas wojny, w stanie zagrożenia życia lub sytuacji ekstremalnej. Są to lata powojenne kiedy ludzie nie umierali z głodu a ich wybory nie były podyktowane widmem cierpienia, tortury lub utraty życia. Historia bezczeszczenia grobów ludzkich, wykopywania złota z różnych zakamarków ich rozkładającego się ciała jest absolutnie wstrząsająca. Nie spotkałam się wcześniej z tą historią. Mało się o tym pisało. A każdy kto podjął temat traktowany był jak wróg narodowy. Pewnie dlatego, że my Polacy nigdy nie byliśmy w stanie obiektywnie nazwać i ocenić naszej postawy na przestrzeni wieków. Wolimy się odbierać jako bogobojny, zawsze ciemiężony, wybrany przez niewiadomo kogo naród. Reportaż wstrząsający tematem i próbą racjonalizowania swoich czynów przez ludzi uczestniczących w tym procederze.
antypolski gniot
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.3 (2024-11-28)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Osoby, które podejmowały się niejako bezczeszczenia miejsc spoczynku ludności żydowskiej mówią o tym w sposób zupełnie im obojętny. Nie odczuwają nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. Wszystko tłumaczą skrajną biedą, brakiem pracy zarobkowej, a co za tym idzie brakiem żywności itd. Twierdzą, że nie mieli zamiaru się nie wiadomo jak wzbogacić na tym procederze, bo to zwyczajnie i tak nie było możliwe. Pozagładowa „gorączka złota” miała dostarczać im tylko stosowne minimum finansowe, do tego żeby jakoś wiązać koniec z końcem.
Potomkowie niegdysiejszych kopaczy w większości do dzisiaj nie widzą w ich działaniach zupełnie nic niestosownego. Twierdzą, że takie były trudne czasy. Wszyscy chodzili na wykopki. Najbardziej bulwersujący w tym wszystkim jest fakt, że ani władze świeckie, ani kościelne w sposób jasny i czytelny niczego nikomu nie zabraniały. Udając „ślepych i głuchych” w pewien sposób dawały przyzwolenie lokalnym mieszkańcom na prowadzenie dalszych poszukiwań.
Czy byli to ludzie bez sumienia? Czy tego typu zachowanie da się jakimkolwiek argumentem w sposób racjonalny usprawiedliwić? Niestety na te szokujące pytania nie znajdziemy odpowiedzi w reportażu „Płuczki….”. Tutaj nie ma rozliczenia się z przeszłością, nie ma skruchy, ani żalu za swe złe czyny… Ten przerażający fakt świadczy tylko i wyłącznie o zwyczajnej, wszechobecnej znieczulicy i skrajnym egoizmie. Wstrząsające…
Kopacze – bo tak też byli nazywani, działali od lat 40. do nawet 80. XX wieku, grzebali w szczątkach, zwłokach i prochach. W Sobiborze poszukiwacze plądrowali mogiły, zwozili kości do okolicznych bagien, gdzie płukali je w dołach z wodą, tytułowych płuczkach, na specjalnych sitach, gdyż tak łatwiej było zauważyć skarby w postaci kolczyków, pierścionków, monet, ale też złotych zębów i koronek. Hienami cmentarnymi byli nie tylko mieszkańcy okolicznych wiosek, ale również przyjezdni z Lublina. Z reportażu dowiadujemy się również, w jaki sposób do tego procederu podchodziły ówczesne władze i kościół. Jak karano poszukiwaczy, jakie były ich tłumaczenia i, o ironio, czemu nigdy nie kopali w niedzielę? Książka porusza temat drażliwy, wstrząsający i niewygodny dla niektórych, stanowi świadectwo niewyobrażalnego procederu, bezczeszczenia grobów, jaki miał miejsce przez lata.
Anna Jędrzejowska Biblioteka Kraków
Czytając o zachowaniu ludzi w sytuacjach ekstremalnych trudno wydawać jakiekolwiek osądy gdyż sami nie wiemy jakie procesy chemiczne zaszłyby w naszym mózgu i co zrobilibyśmy my. (...) Ale historia, którą opisuje autor nie zdarzyła się podczas wojny, w stanie zagrożenia życia lub sytuacji ekstremalnej. Są to lata powojenne kiedy ludzie nie umierali z głodu a ich wybory nie były podyktowane widmem cierpienia, tortury lub utraty życia.
Historia bezczeszczenia grobów ludzkich, wykopywania złota z różnych zakamarków ich rozkładającego się ciała jest absolutnie wstrząsająca. Nie spotkałam się wcześniej z tą historią. Mało się o tym pisało. A każdy kto podjął temat traktowany był jak wróg narodowy. Pewnie dlatego, że my Polacy nigdy nie byliśmy w stanie obiektywnie nazwać i ocenić naszej postawy na przestrzeni wieków. Wolimy się odbierać jako bogobojny, zawsze ciemiężony, wybrany przez niewiadomo kogo naród.
Reportaż wstrząsający tematem i próbą racjonalizowania swoich czynów przez ludzi uczestniczących w tym procederze.