á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Bennett de Cordina, drugi w kolejce do tronu, jest powszechnie uważany za „tego niegrzecznego”. Arogancki, pewny siebie, bardzo swobodnie czujący się w swej roli. Lubi piękno, skandale nie są mu obce, do czego z łatwością się przyznaje. Kobiety? Chętnie je poznaje. Ale pod tą fasadą widać inną twarz, osoby kochającej swój kraj, chcącej o niego dbać, niczym jego starszy brat. Tak, Bennett jest ciekawą postacią, jednak rozkwita dopiero wtedy, gdy pojawia się moja ulubienica, czyli Hannah Rothchild! Człowiek nieoczywisty. Zupełne przeciwieństwo dam, z którymi książę zazwyczaj spędzał czas. Słusznie. Bowiem Hannah to tajna agentka… W tym tomie występuje wątek na wskroś sensacyjny, dodając całości interesującego klimatu. Tak, łatwo przewidzieć dalsze przygody bohaterów, aczkolwiek jakoś mi to nie przeszkadza. Przynajmniej uniknęłam denerwowania się i mogłam spokojnie czytać, bez szalonego przerzucania kolejnych stron, byle jak najszybciej poznać zakończenie. Swoją drogą, jeśli ktoś najpierw trafia na tę część, zrządzeniem losu omijając poprzednie — wszystko bez problemu zrozumie, gdyż akcję poprowadzono w sposób odrębny od wcześniejszych sytuacji, choć sporo postaci pojawia się ponownie, naturalnie. Tylko bardziej robią za tło.
Podoba mi się fakt, że teraz to kobieta została agentem, wychodząc z roli tych, które ciągle trzeba ratować z opresji. Miła odmiana. Naprawdę polubiłam główną bohaterkę, przez całą lekturę jej kibicowałam, nieco spychając Bennetta na boczny tor, lecz trudno! Niechaj tym razem dziewczyna będzie „gwiazdą wieczoru”, chociaż ta niepewność siebie chwilami sprawiała mi przykrość. Bo Hannah ma w sobie wszystko, aby być docenianą, na wielu polach. Cieszy mnie, iż wątku nie poprowadzono zbyt cukierkowo. Chyba dlatego właśnie ten tom najmocniej przypadł mi do gustu i ciężko mi do czegokolwiek się doczepić. Pozycja idealna dla córek, matek oraz babć!
Chciałabym poświęcić słówko zakończenia na temat samej twórczości Roberts, bo wiem, że powierzchownie sprawia wrażenie kiczowatej. Nic bardziej mylnego. Oczywiście, mamy do czynienia z fabułami prostymi, ale nie prostackimi. Jest w tym pewien urok, charakterystyczny dla takich pisarek jak słynna Danielle Steel. To poprzednie (a może nawet przedostatnie) pokolenie autorek romansów — i czuję do nich spory szacunek, za całą moc wyobraźni oraz ich siłę przebicia. A czasu spędzonego z „Księstwem Cordiny” zdecydowanie nie żałuję.